Skocz do zawartości
Wasilewski Warsztat


Rekomendowane odpowiedzi

Tak sobie pomyślałem ,że pewnie prawie każdy miał jakieś przygody jadąc gdzieś w trasę i może chciałby nam ją opisać...:P

możecie to zrobić w tym temacie:lol:

no to ja zacznę:

dziś wracając z Wrocka w okolicach Łagiewnik złapała nas zayebista burza ;lał deszcz a po chwili jeszcze jakby tego było mało zaczęło sypać gradem...

postanowiliśmy zatrzymać się i przeczekać tą nawałnicę .

i tu zaczęły się nasze problemy-kiepskie miejsce wybrałem na postój,po prostu ciała dałem i wjechałem na polną drogę ...

jak na nią wjechałem ,to się zapadłem po osie,takie było błoto...

o samodzielnym wyjechaniu można było zapomnieć -próbowałem wypychać niebieską z błota ,ale jedynym efektem była coraz większa warstwa błota na butach ,spodniach -ogólnie wyglądałem jak uczestnik CAMEL TROPHY...:(

Próbowałem zatrzymać jakieś jadące 8 z Kłodzka na Wrocław terenówki ,ale oczywiście wszyscy fest się spieszyli...

z minuty na minutę traciłem nadzieję ,nie widząc szans na ratunek już miałem dzwonić po asistanse,aż tu nagle zatrzymał się koleś z dwiema pannami w starym Mercu GL... tacy offrołderzy i normalnie uratowali nam życie!!! wyciągnęli nas na asfalt ;byłem przeszczęśliwy!!!

chciałem dać kolesiowi na dobrą wódkę za pomoc ,ale nie chciał wziąć mówiąc ,że trzeba sobie pomagać...

przyjechałe do domku to od razu karcher i mycie wozu;taka brudna jeszcze nigdy nie była..ja zresztą też dawno tak sie nie ufajdałem w błocie...

także następnym razem ,jak zobaczycie kogoś kto potrzebuje pomocy ,to zastanówcie się dwa razy nim naciśniecie na gaz i pojedziecie sobie dalej...może warto pomóc??? może kiedyś wam też ktoś pomoże???

oby nie było takiej potrzeby...

A wasze "przygody"???

SZEROKOŚCI!!!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pare lat wstecz w trasie do polski. Legnica noca, skrzyzowanie, czerwone swiatla, prawy pas TIR za nim osobowka lewy pas TIR z ukrainy. Zielone i ruszaja, Tir po prawej odszedl od osobowki i ukrainca po lewej, ukrainiec myslal ze osobowke wyprzedzil wiec sciagnal goscia naczepa na kraweznik. Poszedl ogien z felg osobowka na krawezniku a ukrainiec pojechal w h.j. Od tamtej chwili trzymam sie od nich z daleka, widzac ze jakis sie zbliza poprostu zwalniam dajac sie wyprzedzic.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

kiedyś jeszcze pasatem pojechałem oddać krew parking cały zawalony więc zaparkowałem z boku na ujeżdżonym trawniku poszedłem oddać krew gdy wróciłem to szok auto zapadło się w ziemie do połowy felg masakra poszedłem na pobliską stację i pożyczyłem od mich łopatę (saperkę) walczyłem z tą gliną dobre 30 min gdy odkopałem prawie auto to poprosiłem gościa żeby mnie wytargał

vectra za słaba nie dała radę później gościu parę razy szarpnął i zerwał 2 razy linkę

poleciałem na stację kupiłem najmocniejszą linkę jaką mieli do aut max 3 tony.

i tak uwalony w błocie czekałem koło tego auta na jakąś okazje żeby mnie ktoś wytargał nagle podjechał chłopaczek transporterem T4 i powiedział żebym poczekał to skoczy po drugie auto i mnie wytarga za chwile podjechał ML (trzeba przyznać że tłusty)

zahaczyliśmy linkę i gościu beż większych obrotów silnika wytargał mnie z błotem jak pług

podszedłem żeby dać mu kasę na wódeczkę a on mnie spytał czy przyszedłem oddać krew ja mówię że tak więc odpowiedział ty pomagasz ludziom więc ja tobie pomogłem tak trzymać z uśmiechem na twarzy odjechał

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jakieś 6 lat temu miałem Toyotę Celicę GTI.

Pojechałem do byłej dziewczyny z Legnicy na weekend, w sobotę i niedzielę dowaliło śniegiem a że byłem na letnich, zostawiłem auto u niej na parkingu i wróciłem do Oławy jej Fiatem Brava.

Następny weekend w niedzielę przyjeżdżam znowu, dostaję info, że auta nie można odpalić. Dobra, pewnie aku padło.

Poszliśmy z jej bratem na parking, próbujemy odpalić na popych. Akurat ludzie wracali z kościoła, podbija dwóch gości w garniakach i płaszczach, pytają czy pomóc. Wsiadam do auta, Ci w trójkę pchają auto po parkingu, Celica nie chce odpalić za cholerę. Goście prawie stracili przytomność z wysiłku i poszli dalej. Dobra, braciak skoczył na stację i kupił linkę holowniczą. Podpieliśmy do jego Peżota, kilka kółek po parkingu, linka w międzyczasie kilkakrotnie się zerwała, auto nie odpala. Dałem mu siano, pojechał kupić kable rozruchowe. Ustawiliśmy auta, podpieliśmy kable, kontrolki się świecą, auto nie odpala.

I wtedy - tadaaaaaaaaam...

Przypomniałem sobie o odcięciu zapłonu pod schowkiem przy fotelu pasażera. Przełączyłem guziczek, Celica odpaliła od strzału...

Nawet mu nie mówiłem o tym odcięciu bo chyba by mnie zlinczował...

:lol:

I jeszcze jedna historia.

Pracując jeszcze w Volkswagenie Polkowice miałem kumpla który miał ksywkę Picca.

Któregoś dnia chłopaki pojechali na balety gdzieś pod Lubin, dużym Fiatem w 5 osób.

Pobawili się , potańczyli, spotkali tam jakąś znajomą z Polkowic która chciała się z nimi zabrać do domu.

Picca wskoczył do bagażnika, reszta do auta i w drogę. Oczywiście wszyscy poza kierowcą ze sporą dawką alkoholu we krwi.

Po jakimś czasie jeden kumpel mówi do kierowcy by się zatrzymał bo go muli i musi opróżnić żołądek...

Stają, koleś wyskakuje no i wymiotuje.

Picca dobija się z bagażnika "Otwórzcie, otwórzcie"...

Otwierają bagażnik, Picca wyskakuje i pyta co się stało, że się zatrzymali.

Chłopaki wkręcają mu historię, że ktoś szedł poboczem, ciemna noc, nic nie widać, potrącili go i chyba ma uszkodzone płuca bo wymiotuje krwią.

Picca patrzy, faktycznie, koleś zgięty nad przydrożnym rowem, itd.

Podchodzi do niego, szarpie go za ramię i pyta "Człowieku wszystko OK?"

Kumpel mówi "Picca zostaw mnie, niedobrze mi"...

A Picca wywala gały i krzyczy "KUR*A ON MNIE ZNA, SPIE**ALAMY STĄD!!!"

Edytowane przez Forest
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miałem mnóstwo przygód z różnymi autami, ale że to forum BMW to napiszę jak mnie lodówka wkur... w zeszłym roku. Powrót do Norwegii z Polski, problemy zaczęły się przed samym wjazdem na prom, nagle zgasła, odpaliłem pochodziła parę minut, znowu zgasła, sytuacja się powtórzyła kilka razy, stwierdziliśmy, że przełożymy wyjazd. Miałem ze sobą laptopa, więc podpiąłem, błąd jakiś tam, zadzwoniłęm do Kosy, sprawdził co to, uszkodzony czujnik położenia wału. Wróciliśmy się parę km do miasta, znaleźliśmy hotel, a z rana wyruszyliśmy na poszukiwania jakiegoś warsztatu lub sklepu, niestety w niedzielę nikt nie chciał wogóle podejmować tematu, a że lodówka nie zgasła przez ostatnie kilkanaście km stwierdziłem,że spróbuję wrócić do Norwegii. Na prom wjechaliśmy bez problemu, wieczorem zjechaliśmy w Ystad i ruszyliśmy bez żadnych zgrzytów. Przejechaliśmy z 250-300km i zaczęło migać ładowanie akumulatora. Przy niższych obrotach świeciło ciągle, więc redukcja, but i na 4'tym biegu 120km/h żeby tylko ładowanie było, a tu pech, ulewa jak cholera, szyby parują, więc nawiew był koniecznością, ciemna noc=światła muszą być włączone, ładowanie zapaliło się na stałe i nawet redukcja na 3 i obroty rzędu 4,5-5tyś. nic nie dawały, ładowanie się skończyło... Auto zdechło na autostradzie, na łuku, godzina 2 w nocy, ulewa taka, że ledwo oświetlone samochody było widać, a co dopiero naszego gruza bez świateł... Wyskoczyłem rozłożyć trójkąta, mało mnie koleś TIRem nie zabrał, później następny, wskoczyłem do auta, Paula trzęsie się ze strachu, navigacja nie ma tej drogi, pokazuje szczere pole, bo świeżo zbudowana jakaś obwodnica czy jak to nazwać, nawet nie wiem jak komuś wytłumaczyć gdzie jesteśmy. Siedzimy tak pare minut, stwierdzam że przefruwające obok TIRy zjeżdżają w dół, czyli jak się postaram to zepchnę auto, szyby nie otworzę, bo prądu nie ma, więc furtkę otworzyłem i pcham, z całej siły, a ta krowa ciężka, do tego jeszcze zakupy, części jakieś i żeby było śmieszniej kupiłem w Polsce ławkę do treningu klatki z obciążeniem, więc lekko nie było. Jak już się rozpędziła z górki, wskoczyłem do środka, drzwi otwarte, głowa na zewnątrz i jazda, bez wspomagania. Po jakichś 200metrach ZJAZD. Hurra!!! Zjechaliśmy na boczną drogę, do następnego miasta kilkanaście km! Zmarznięci, mokrzy, źli, wystraszeni zaczęliśmy dzwonić po znajomych żeby ktoś po nas przyjechał. Ale noc z niedzieli na poniedziałek, wszyscy idą rano do pracy, my 300km od domu, jakieś 30km od norweskiej granicy. Postanowiliśmy przeczekać do rana. Oczywiście spać nie byliśmy w stanie, wiec jakieś 4 godziny w ciemności, ciszy siedzieliśmy i czekaliśmy. Rano przestało padać, zrobiło się jasno, poszliśmy sprawdzić gdzie jesteśmy, niestety wszędzie pola, skały, autostrada, nic nie widać. Wsiadamy do auta, przekręcam kluczyk, kontrolki swiecą, przekręcam dalej, odpaliła, ale ładowania brak... Gaz w podłogę i jazda, szukamy jakiejś stacji benzynowej, sklepu, żeby kupić aku, wtedy na nowym przejedziemy kilkadziesiąt km, może kilkaset. Niestety na pierwszej stacji nie było akumulatorów, do drugiej nie dojechaliśmy... Zdechła 2km przed norweską granicą. Znienawidziłem ją. Po pół godzinie zatrzymał się jeden Szwed, chciał nas podholować do najbliższego zjazdu z autostrady, niestety nie mam tego zasr.nego haczyka który się wkręca do holowania. Papierów z Assistance nie miałem ze sobą, więc nawet numeru tel. na pomoc nie miałem. Koleś był taki spoko, że zadzwonił po jakąś pomoc drogową, (na szczęście szwedzki jest podobny do norweskiego więc się dogadaliśmy) i pojechał. Życzymy mu wygranej w totka. Po 40minutach przyjechała pomoc, znowu zaczęło lać, koleś nas zapakował na lawetę i jazda. Pytam się czy do domu nas zawiezie, a on mówi, że do Oslo za 6000kr może pojechać... Z Oslo mam jeszcze 120km do domu, a 6000kr to ponad 3tyś.zł, więc zawiózł nas do najbliższego warsztatu który niestety był 30km w przeciwnym kierunku, w głąb Szwecji. Tam nas zrzucił , skasował i pojechał. Idę do Warsztatu, pytam o regulator napięcia (byłem pewny że to właśnie zdechło), facet "spoko, zaraz zamówię będzie na jutro". "No to sorry, ale ja czekać nie mogę, macie jakieś dobre akumulatory?" 1800kr, 15minut roboty i jazda. Na szczęście rozpogodziło się, więc światła ustawiłem na postojowe(nie da się całkiem wyłączyć), nawiew na zero i gaz do domu. Przejechaliśmy blisko 250km na tym akumulatorze i umarł. Zostało niecałe 50km na chatę, więc zadzwoniłem po znajomego, przyjechał z kablami, podpięliśmy na 15 minut, naładowaliśmy trochę i 15km przejechała. Znowu to samo i znowu, tak 5 razy, aż dotarliśmy do domu. Wtedy chciałem ją podpalić i zapomnieć na zawsze, ale wymieniłem regulator napięcia, trzyma ładowanie 14.3V i jeździ. Czujnik położenia wału też zmieniłem na oryginał, ale i tak ją sprzedam, zawiodła mnie...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przygody byly rózne, jedna w sumie ktora najbardziej mi utkwiła miała miejsce kiedy miałem e34, wracałem z dziewczyną od jej mamy godzina koło 22 na zewnątrz -20 stopni toczymy sie przez las. Zauwazyłem ze wycieraczki robia sie jakies nudne, nie przejmujac się jade dalej. Po kilku kilometrach w gęstym ciemnym lesie podswietlenie deski zaczyna sie tez przyciemniać pomyslalem "gruba akcja sie szykuje z prądem, oby dojechal do nastepnej wiochy" i za chwile moc tez zaczela sie ulatniać az ulotniło sie wszystko :)rozpędem troche zjechałem na pobocze, pol auta na poboczu pol na drodze. Wiadomo... ani postojówek ani awaryjek, mowie do Kingii że trzeba desantować z samochodu bo stoi na drodze i wyjać trójkąt, wychodzimy zamek i klapa cala zamarznięta.... :/ trójkąta nie wyciągniemy za bardzo... podgrzewanie zamka nic nie daje.. wiec ok idziemy w pole dzwonimy po pomoc.. niestey brak zasięgu :D w końcu po dostosowaniu komorki do potrzeb zasięgu stojąc na palcach staram sie dodzwonić do taty, w odpowiedzi slysze ze pojedzie do brata po aku i powinno styknąc prądu aby wrócic oszczędnym trybem, zgodziłem sie czekam na wiadomosci ( z ręką w górze bo tam byl zasięg). Po 20 min tato dzwoni że poczekamy około 2 godzin bo brat gdzies jest i wroci za godzine plus godzine na dojazd :D kuog w koncu przyjezdza po ponad 2 godzinach tato, wcale nie bylismy zziębnięci stojac na tym mrozie w nocy w lesie :) podpielismy aku wsiadam do e34 odpaliłem kobietę wysłałem do ciepłej omegi a ja z uchyloną szyba (wsadziłem aku mozna było ją zamknąc gdyby nie zamarzła) wracam za tatą gasząc światła w ramach oszczędnosci w oswietlonych miejscowosciach i tak dojechala do domu :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moja "przygoda", która mi najbardziej utkwiła w pamięci (długo ją będę pamiętał) wygląda następująco: długo prosta droga, z prawej i z lewej głębokie rowy. W pewnym momencie silnik zgasł i nie chciał zatrybić mimo wbitego biegu. Więc ja "mądry" wyciągnąłem kluczyk ze stacyjki i chciałem odpalić zapłonem (przy prędkości 90 km/h) :bag: Gdy drugi raz wyciągnąłem kluczyk ze stacyjki zaskoczyła blokada kierownicy, a że akurat tego dnia wiało jak cholera to po chwili zjechałem do rowu (nie zdążyłem już wyhamować). Zabrakło dosłownie 1 m, żeby samochód się przewrócił na dach. Po chwili jakiś gość terenówką wyciągnął mnie powoli z tego rowu, później laweta i pod dom. Okazało się, że strzelił pasek rozrządu... (choć niby miał jeszcze dobre 20 tys. km zapasu)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



  • Ostatnio przeglądający

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...